niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 19.

Od wczoraj atmosfera była cholernie napięta. To nie miało tak być! Louis zadzwonił do Eleanor, ale na szczęście nie powiedział jej prawdy, tylko to, że menagment nie wyraża zgody na mój pobyt na trasie.
Z Zaynem nie miałam kontaktu od momentu, w którym wieczorem opuściłam torubus. Mieliśmy, tak jakby, zakaz porozumiewania się, dlatego pisaliśmy ze sobą sms'y. Był taki słodki, brał całą winę na siebie. Oczywiście chłopaki dowiedzieli się, że łamaliśmy zasadę, ale nie byli zbytnio zdziwieni. Co do mojego wyjazdu... Dziś mam pociąg do Londynu. Masakra.
Długo myślałam nad swoim zachowaniem. Stanęło na tym, że gdybym miała okazję powtórzyć to, co się wydarzyło - zrobiłabym to bez zastanowienia. Tylko co wydarzyłoby się dalej, gdyby nie Lou? To chyba wiadome... A właśnie. Tomlinson nie odzywał się do mnie od samego rana, chyba, że w chamski sposób. Ok, rozumiem, że czuje się za mnie odpowiedzialny, no ale mógłby się już ogarnąć.
Kiedy podczas śniadania siedziałam naprzeciwko bruneta, panowała cisza.
-Hej Sk...- do pokoju wszedł Zayn, jednak kiedy zobaczył, kto jest ze mną natychmiast urwał.
-Zbieraj się, zaraz jedziemy.- powiedział ostro Louis i wyszedł. Spojrzałam smutnym wzrokiem na Zayna. Czułam się jak czternastolatka, która nie może spotykać się ze swoim chłopakiem, bo nie podoba się to jej rodzicom.
-Lou, nie bądź zły...- zaczęłam, kiedy byliśmy w samochodzie.
-Jak?! Powiedz mi, jak mam nie być zły, skoro prawie pieprzyliście się w torubusie?!
-Nie wiesz, czy by do tego doszło...
-To Zayn, doszłoby do wszystkiego, a nawet więcej!
-Tylko nie obwiniaj wyłącznie jego, proszę...
-Sky, to przecież przez niego ta cała sytuacja w ogóle miała miejsce.
-A skąd możesz wiedzieć, że ja tego nie chciałam?!- podniosłam się z fotela, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Chyba nie mówisz, że...
-Skończ już.- warknęłam i oparłam głowę o szybę. Louis tylko westchnął i dalszą drogę przebyliśmy w ciszy. Gdy dotarliśmy na peron, brunet wziął moje walizki i dał bilet.
-Pociąg będzie za dwadzieścia minut, a ja muszę już jechać na próby.
-Ok, rozumiem... Jeszcze raz cię przepraszam, w ogól nie powinnam przyjeżdżać...- powiedziałam, patrząc mu w oczy.
-Sky, przestań.- ugh, czy on po prostu nie może mi wybaczyć i zapomnieć? Patrzyłam jak się odwraca, a później na oddalający się samochód. Stojąc w miejscu i oglądając pociągi wpadłam na genialny pomysł.
-Dzień dobry, czy jest możliwość zamienienia biletu do Londynu na Birmingham?- zapytałam kasjerkę.
-Niestety nie.- odpowiedziała znudzona.
-Uh, mój brat zamówił zły, a dziś są urodziny naszej mamy, proszę to zrozumieć!- powiedziałam z udawanym przejęciem (może powinnam pomyśleć o aktorstwie?).
-No dobrze, dla ciebie zrobię wyjątek.- powiedziała i wymieniła mi bilet.- odjazd masz za dziesięć minut.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się i zadowolona poszłam na miejsce, w którym miał stać pojazd. Okazało się, że przyjechał wcześniej, więc weszłam do środka i wygodnie się rozsiadłam. Niedługo pociąg zaczął się wypełniać. W moim przedziale znalazły się jeszcze trzy osoby - kobieta z wyjątkowo upierdliwą córką, jakiś hipster i śmierdzący koleś, który nie mógł wytrzymać pięciu minut bez puszczenia bąka. Zapowiadała się cudowna podróż. Na szczęście miałam ze sobą słuchawki. Wyciągając z torby telefon zauważyłam, że mam nieprzeczytaną wiadomość. Zayn pytał, jak się mam i setny raz przepraszał za wszystko. Uśmiechnęłam się lekko i odpisałam, że mam się dobrze, a wczorajszej sytuacji sama chciałam.

*Perspektywa Zayna*

Wczorajsza sytuacja była niesamowita. Wreszcie mogliśmy być sami. Gdybym miał szansę to powtórzyć, nie zastanawiałbym się długo. Szkoda, że nam przerwano. Louis opieprzał mnie od góry do dołu. Ale najważniejsze, że Sky tego chciała, sms to potwierdził. Nie powiem, strasznie mnie to ucieszyło. Cholernie szkoda, że wyjechała. Z przemyśleń wyrwał mnie, wchodzący do pokoju, Lou.
-Mogła zostać.- powiedziałem, widząc jego olewczy stosunek do mnie.
-Gdybym miał pewność, że się do niej nie zbliżysz.
-Jaki masz problem?!- wstałem z kanapy.
-Nie rozumiesz, że chcę ją chronić?
-Niby przed czym?
-Przed twoim traktowaniem jej jak Pezz i miliona innych dziewczyn, seks i nic więcej.
-Myślisz, że zrobiłbym jej coś takiego?!
-Po tobie wszystkiego mogę się spodziewać.
-Dzięki, że tak miło o mnie myślisz!
-Trzeba było nie być dziwkarzem przez ostatnie pół roku!- nie wierzyłem, że to powiedział. Miałem ochotę go uderzyć, ale w ostatniej chwili się opanowałem. To jeszcze bardziej pogorszyłoby sytuację. Popatrzyłem na niego i wyszedłem.

*Perspektywa Sky* 

Moja dwugodzinna podróż wreszcie dobiegła końca. Chciałam powiedzieć El, że jestem w Birmingham, ale rozładował mi się telefon. Rozejrzałam się po peronie - nic się tu nie zmieniło. Co prawda trochę go wyremontowali, ale po kątach nadal roiło się od ćpunów. Przeciskając się przez tłumy wychodzących z pociągu ludzi, wsiadłam do taksówki. 
W czasie jazdy ciągle patrzyłam przez okno. Mijałam wiele miejsc, gdzie chodziłam z rodzicami, znajomymi, Kendall... Co do niej, muszę odwiedzić jej grób. Kto by pomyślał, że to już tyle lat...
Po opuszczeniu taksówki ruszyłam w dobrze mi znanym kierunku. Całe osiedle nie zmieniło się ani trochę. Zapukałam w doskonale znajome drzwi.
-Cześć mamo.- powiedziałam, kiedy kobieta mi otworzyła. 
-Sky?- przez jej twarz przewinęło się wiele uczuć, ale zwyciężyło zdziwienie.
-Mogę wejść?- zapytałam.
-Oczywiście...- wzięła ode mnie walizki. Chwilę potem byłyśmy w salonie. -To... czemu przyjechałaś?
-Byłam z chłopakami w trasie, ale nie mogłam zostać, więc wpadłam tu. To nie problem prawda?
-Ależ skąd! Miło, że mnie odwiedziłaś.- lekko się uśmiechnęła.
-Kiedy będzie Tom?- zapytałam, rozglądając się po pokoju.
-Nie jesteśmy już razem.- powiedziała, patrząc w podłogę. -Mam innego partnera.
-Och... Czyli jednak twoja wielka miłość cię opuściła?- uśmiechnęłam się sarkastycznie. Nie będę kłamać, nienawidziłam go. To właśnie on był jedną z przyczyn mojej "kariery".
-Sky, nie mów tak... Lepiej opowiedz co u ciebie, Eleanor?
-Chodzę do szkoły, teraz mamy wolne, a u El jak zwykle.
-Skylar...
-Tak?
-Ja... Przepraszam cię za wszystko, jestem złą matką, powinnam zauważyć i z tobą zostać, a nie wyjeżdżać z nim...
-Daj spokój.- spojrzałam przed siebie. -Ale dlaczego do mnie nie przyjechałaś, czy nawet nie zadzwoniłaś?
-Bałam się, że nie będziesz chciała mnie znać...
-Najwyraźniej się myliłaś... Um... Podróż mnie wykończyła, zadzwonisz do El, że jestem u ciebie?- wstałam z kanapy.
-Oczywiście.- lekko się uśmiechnęła.
-Dzięki.- powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.
Tak jak myślałam, wiele się nie zmieniło. Znając mamę, pewnie nie chciała tu wchodzić. Rozejrzałam się po pokoju. Tyle wspomnień w tak małym pomieszczeniu. Ilością strzykawek, papierosów, butelek po alkoholu,  jakie się tu przewalały nie powstydziłby się największy pub. Uśmiechnęłam się, kiedy przez myśl przeszły mi niektóre chwile. Domówki, spanie z Kendall, chłopaki, moja pierwsza amfa, czy koka... Gdybym przeszukała szafki, pewnie bym coś jeszcze znalazła. Kiedy tak wspominałam stare czasy, do pokoju weszła mama.
-Sky... Masz chwilę?- zapytała niepewnie.
-Jasne.
-Bo wiesz... Chciałam cię zaprosić na kolację dziś wieczorem. Poznałabyś Bena, mojego nowego partnera...- no pewnie. Kolejny koleś, który się nią pobawi, wykorzysta i zostawi. Prychnęłam nieświadomie, ale od razu się opanowałam.
-Pewnie, chętnie pójdę.- zmusiłam się do uśmiechu. Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. -Emm, mogłabym zostać sama? Jestem naprawdę zmęczona.- poprosiłam, na co mama potrząsnęła potwierdzająco głową i wyszła z pokoju.
Kiedy mnie zostawiła, usiadłam na podłodze i zaczęłam myśleć o swoim życiu, o tym jak doszłam do tego, gdzie jestem teraz. Zdecydowanie byłam z siebie dumna.
Ciekawiło mnie, jak zareagowała Eleanor. Zapomniałam zapytać mamę. Pewnie była zaskoczona. No i wściekła, ale nie mogła tego okazać, w końcu to teraz jestem u prawdziwej własnej matki. Zastanawiałam się, jaki jest ten jej nowy facet. Sądząc po jej szczęściu, pewnie okaże się jakimś ohydnym właścicielem burdelu albo skazańcem. Czasem nie wierzyłam, że jestem córką tak naiwnej osoby. No cóż.
Postanowiłam przygotować się na dzisiejszą kolację. Niech koleś wie, że nie ma do czynienia z brudasami spod mostu. Wyciągnęłam z walizki potrzebne rzeczy, a potem poszłam wziąć prysznic. Musiałam się odświeżyć po podróży. Kiedy wróciłam, rozłożyłam na łóżku trzy najlepsze sukienki. Długo nie mogłam się zdecydować, ale w końcu wybrałam i dopasowałam dodatki. Całość prezentowała się TAK. Miałam jeszcze sporo czasu, więc wyprostowałam włosy i zrobiłam staranny makijaż. Później po prostu odpoczywałam z telefonem w ręku. Po jakiejś godzinie usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.- mruknęłam.
-Sky.- mama weszła do pokoju. -Dzwonił Ben.- co, znowu ktoś cię wystawił? -Będzie czekał w restauracji, jesteś już gotowa?- ma szczęście. Nie po to się tak odstawiłam, żeby teraz siedzieć w pokoju.
-Pewnie.- wstałam z łóżka i zapakowałam najważniejsze rzeczy do torebki. No to idziemy poznać nowego tatusia.
Po godzinie byłyśmy już pod restauracją. Przy wejściu mama podała nazwisko rezerwacji, a ja już poszłam w głąb sali, rozglądając się za wytatuowanym skurwielem. Po drodze minęłam faceta w garniturze, który dziwnie mi się przyglądał.
-Sky!- zawołała mama. No czego? Szukam twojej miłości. Chwila... Czy ona stała przy... Nie! Niemożliwe! Jej nowy facet to ten odstawiony gość w garniturze?! Chryste. -To jest Ben, Ben, to moja córka, Sky.- uśmiechnęła się.
-Em... No, cześć.- starałam się zrobić to samo, na co mama skarciła mnie wzrokiem. No co?
-Miło mi cię poznać, Skylar. Wiele o tobie słyszałem.- a ja o tobie nic, jak mi przykro. Uśmiechnęłam się lekko.
-Sky, Ben jest prawnikiem.- zaczęła mama dumnie. O ja żesz pierdzielę. To będzie długi wieczór...

*Następny dzień*

Patrzyłam na jej grób i nie mogłam uwierzyć, że minęło tyle lat. Każde wspomnienie przelatywało mi przed oczami. Może to i ona przyczyniła się do tego całego syfu, ale była moją najlepszą przyjaciółką. Gdybym miała wybór, znów przeszłabym przez to wszystko, ale bez jej śmierci. Wiele razy za nią tęskniłam, ale starałam się o tym nie myśleć. Uśmiechnęłam się pod nosem patrząc na jej zdjęcie – jak zwykle idealna. Wszystkie ćpuny z naszego otoczenia pod wpływem prochów zmieniły się nie do poznania, ale po mnie i Kendall nie było tego widać.
-Sky?- odwróciłam się i zobaczyłam... młodszą siostrę mojej przyjaciółki. –Nie wierzę, że to ty!- podbiegła do mnie i przytuliła.
-Boże, Lizzy, jak ty się zmieniłaś!- zdecydowanie schudła i przefarbowała się na czarno.
-Co ty tu robisz?!
-Odwiedzam starych znajomych.- zaśmiałam się cicho.
-Muszę ci tyle powiedzieć!- zaczęła podekscytowana.
Lizzy była rok młodsza ode mnie. Zawsze kryła mnie i Kendall, kiedy robiłyśmy coś nielegalnego.
 Postanowiłyśmy pójść do pobliskiej kawiarni. „Odświeżyłyśmy” swoją znajomość. Cieszyłam się, że ją znalazłam. Większość mojego starego towarzystwa nie była już nawet w stanie rozmawiać, a reszta nie żyła.

*Trzy godziny później*

Ubrana w TO, przeglądałam się w lustrze. Wyglądałam nawet znośnie. Zrobiłam sobie zdjęcie i wstawiłam na instagram z podpisem „Birmingham, powracam!”.
Idąc razem z Lizzy byłyśmy podekscytowane dokładnie tak, jak kiedyś z Kendall. Szłyśmy do jednego z porządniejszych klubów, nie zabrałaby mnie przecież do ćpuńskiej meliny, chociaż tu i tak wszędzie byli narkomani.
Po jakiś dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Dobra muzyka i tłum ludzi – tego mi było trzeba! Uwielbiałam to miasto głównie za to, że jedna chwila wystarczyła, aby odciąć się od problemów.
Przechodząc przez klub widziałam sporo znajomych twarzy. Czyli ciągle gniją w tym gównie... Podeszłam do stolika przy ścianie i zaczęłam myśleć nad tym, gdzie jestem. I nie, nie chodziło mi o Birmingham. W odróżnieniu od tych wszystkich ludzi, podniosłam się i powiedziałam "stop". Nagle zauważyłam coś, co kompletnie mnie zszokowało. W ciemnym rogu sali siedzieli Matt i Luke*, wpatrując się w nieokreślony punkt ledwo żyjącym wzrokiem. Natychmiast do nich podbiegłam.
-Matt! Luke!- krzyknęłam, ale nie zareagowali. Kilka razy powtórzyłam tą czynność, kiedy podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
-Nie warto próbować.- powiedziała, pokazując na nich palcem.
-Co? Jak to?! Co się z nimi dzieje?- pytałam z lekką paniką w głosie.
-Odlecieli już dawno temu.
-Możesz mówić jaśniej?!- zaczynała mnie irytować.
-Są na wykończeniu.- odpowiedziała, jakby to było coś oczywistego. Cóż, patrząc na nich, może i było. -Nie mogli przestać, w odróżnieniu do ciebie.
-Jak to "w odróżnieniu do mnie"? Znamy się?- zapytałam zdziwiona.
-Sky, wszyscy cię tu znamy.- pokazała ręką na tłum walający się po klubie. Faktycznie, kiedy wchodziłam kilka osób coś szeptało i wytykało na mnie palcami. -Jesteś, tak jakby, naszą patronką. Tyle, że żywą.- dokończyła.
-Wow, dzięki... Chyba.- uśmiechnęłam się lekko. -Pozwalacie im tu tak po prostu leżeć?- zapytałam, kiedy przypomniałam sobie o Luke'u i Mattim.
-Nic innego nie możemy zrobić. Kiedy Kendall umarła, a ty odeszłaś, oni... zupełnie stracili rozum. Jeszcze bardziej, niż wcześniej.- coś zakuło mnie w sercu, kiedy wypowiedziała to imię. -Wiedzieli, na co się decydują. Muszę iść, trzymaj się, Sky.
-Dzięki...- odpowiedziałam, nie znając nawet jej imienia. Kiedy odeszła, postanowiłam wyjść na powietrze. Ukucnęłam przy drzewie. W głowie ponownie przelewały mi się wszystkie sceny z tego miasta. Łzy zebrały mi się w oczach na myśl o tym, jak szczęśliwa byłam z Kendall i chłopakami. Nikt z nas nigdy nie spodziewał się, jak życie potoczy się dalej. Nie. Nie mogłam płakać. Nie mogłam pokazać im wszystkim, że sobie nie radzę. "Jesteś, tak jakby, naszą patronką.". Słowa tej dziewczyny ciągle brzmiały w mojej głowie. Chcąc zobaczyć godzinę, wyciągnęłam komórkę. 20 nieodebranych połączeń od Lou, 34 od Eleanor i 57 od... Zayna. Cholera, miałam okazję z nim pogadać. 00:34 - już za późno, żeby dzwonić. Świetnie, Sky! Lekko wkurzona z powrotem poszłam do środka. Nie mogłam zostawić Lizzy samej, chociaż znała pewnie wszystkich tu obecnych. Odkładając wszystkie problemy na bok, rzuciłam się w wir tańczących.
Impreza skończyła się około piątej. Pożegnałam wszystkich i ruszyłam w stronę domu mamy.  Włączyłam telefon, który wcześniej musiałam uciszyć, bo ktoś ciągle wydzwaniał. Jak na zawołanie, na wyświetlaczu pojawiło się "El". Ona nie śpi, czy co?
-Halo?- powiedziałam.
-Halo?! Dzwonię do ciebie od wczoraj, a ty mówisz tylko "halo"?!
-No tak, wiesz, to chyba standardowe przywitanie.
-Sky, gdzie ty się szlajasz?! Miałaś jechać do domu!
-Jestem w domu.- odpowiedziałam.
-Co... Co masz na myśli?
-Zatrzymałam się u mamy.- kuzynka na chwilę zaniemówiła. No cóż, przecież nie mogła zabronić mi kontaktów z własną matką.
-No... Em... Ok... Wrócisz?- zapytała niepewnie.
-Oczywiście, że tak!- zaśmiałam się.
-No to do zobaczenia.- usłyszałam, po czym się rozłączyłam.
Kiedy dotarłam do małego domu i weszłam do środka, okazało się, że mama jeszcze spała. Poszłam do siebie, spakowałam wszystko do torby i napisałam liścik, że było miło, ale wracam do swojego życia. Następnie złapałam taksówkę i ruszyłam. Patrząc na okolice Birmingham, powoli usnęłam.

***

-Proszę pani!- usłyszałam głos taksówkarza. -Jesteśmy już w Londynie. Dokładniej, na miejscu.- przetarłam oczy i wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście, zobaczyłam dom El. Podziękowałam, zapłaciłam, po czym opuściłam pojazd i podeszłam do drzwi. Grzebiąc w torbie zorientowałam się, że nie mam kluczy. Szlag. Głośno zapukałam.
-Sky!- krzyknęła El, kiedy mnie zobaczyła.
-No hej.- uśmiechnęłam się, mijając ją. -Błagam, opieprz mnie później, ok? Dopiero się obudziłam.- poprosiłam, widząc jej nagle zmieniony wyraz twarzy.
-Właściwie to...- przygryzła wargę.
-No?
-Ech...
-El, po prostu powiedz, o co chodzi.- powiedziałam zirytowana.
-Tom zaprosił nas na swój ślub.- wyparowała. O cholera.

_______________________________________

:D
No więc, chciałyśmy baaaardzo przeprosić za długo niedodany rozdział!!! Ale ostrzegamy też, że są wakacje, wyjazdy i niekonieczny dostęp do internetu, więc może być różnie. ;p W każdym razie, mamy nadzieję, że się podobało, piszcie, co myślicie.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Następny będzie dodany po przekroczeniu 30 KOMENTARZY

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 18.

-Co ty tu robisz?!- zadawali miliony pytań.
-Stoję.- odpowiedziałam ze spokojem.
-El wie gdzie jesteś?- zapytał Lou.
-Sprawdź liczbę nieodebranych połączeń.- poleciłam.
-Cholera.- powiedział po włączeniu telefonu. -64.
-138.- uniosłam swoją komórkę w górę, uśmiechając się.
Podczas, kiedy Louis dzwonił do Eleanor, ja wciąż byłam przesłuchiwana przez resztę. Po tonie głosu bruneta stwierdziłam, że będzie to długa rozmowa, więc na spokojnie wyjaśniłam wszystko pozostałej czwórce. Gdy kończyłam, do pokoju akurat wszedł brunet.
-Sky, musimy porozmawiać.- powiedział poważnie.
-Mów.- odpowiedziałam. I tak dobrze wiedziałam, co powie i szczerze, wisiało mi to.
-Co ty sobie wyobrażałaś?
-Nic.
-Po prostu spakowałaś się i wyszłaś z domu zostawiając Eleanor tylko liścik, nie myśląc NIC?
-No.- przewrócił oczami. -Jezu, Lou, chciałam was odwiedzić i tyle.
-Ugh, ok, teraz już i tak nic z tym nie zrobimy. Zostajesz z nami do końca tygodnia, a potem odsyłamy cię do domu.
-Jesteś najlepszy.- wstałam z kanapy i z szerokim uśmiechem go przytuliłam.
-A ile mnie to kosztuje...- westchnął. -Jest jeszcze coś.- powiedział, kiedy się od siebie odsunęliśmy. -Jutro idziemy na imprezę.- widząc zadowolenie na mojej twarzy od razu kontynuował. -Mówiąc my mam na myśli mnie, Liama, Nialla, Zayna i Hazzę.
-A ja?- wykrzywiłam twarz w grymasie.
-Chciałabyś.
-Ech, no dobra. A co teraz?
-Odpoczywamy po koncercie.- wtrącił się Harry. Nie wiem czemu, ale nagle spojrzałam w stronę Zayna. Robił coś w telefonie. Chciałam - nie - MUSIAŁAM z nim porozmawiać. Tylko najgorsze było to, że sama nie miałam pojęcia, co do niego czuję, ale gdy tylko go widzę... Sky, ogarnij się! Tak  naprawdę w ogóle nie wiesz, czy mu na tobie zależy!

*Perspektywa Zayna*

Sky tutaj? Nigdy bym się tego nie spodziewał, chociaż na jej miejscu mógłbym zrobić to samo. Bradford Bad Boy. Nie wiem, jak to teraz będzie wyglądało. Nie jest mi obojętna - to na pewno. Nie mam pojęcia, co robić, musimy zostać sami...

*Perspektywa Louisa*

Nie wierzę w tą dziewczynę! Czasami przechodzi samą siebie, a jej obojętność może wyprowadzić z równowagi. Przekonałem El, żeby została na tydzień u nas. W szkole i tak starsi mają chyba jakieś testy, więc na jedno by wyszło. 
Jej sytuacja zaczynała mnie lekko niepokoić. Nie jestem tym, który może bronić jej imprez, ale boję się, że znów schodzi na złą drogę...

*Perspektywa Sky*

-Nie gram z tobą!- krzyknęłam, kiedy po raz kolejny przegrałam z Niallem w fife. -Rozumiem, że jestem w to beznadziejna, no ale 15-0?!
-A może jednak kolejny meczyk?- wyszczerzył się blondyn.
-Black przegrała? No nie wierzę!- z kuchni przyszedł zdziwiony Liam.
-Bo to jakaś durna piłka!- broniłam się.
-Co nie zmienia faktu, że przegrałaś!- zawołał wesoło Niall.
-Wal się.- syknęłam, pokazując mu środkowy palec, na co wszyscy się roześmiali.
Uwielbiałam ich. Tak, właśnie przyznałam, że kochałam kolesi, których jeszcze niedawno chciałam pozabijać. Traktowałam ich jak starszych braci. No, może poza jednym...
Z każdą minutą czułam, jak moje powieki stawały się coraz cięższe. Dziś spałam u Hazzy (dwadzieścia minut krzyku i obrażania się, bo biedny nie umie grać w papier, kamień, nożyce), a jutro na kanapie. Luz. W związku, że dochodziła trzecia postanowiłam się położyć. Zebrałam wszystkie rzeczy i poszłam do pokoju. Krzyknęłam "dobranoc" i zamknęłam oczy.

*Następny dzień*

Obudziło mnie słońce wpadające do pokoju przez wielkie okno. Szlag by je trafił. Niechętnie podniosłam się z łóżka Harry'ego i wlazłam do łazienki (ten tourbus coraz bardziej zaczynał mi sie podobać). Tam wzięłam prysznic, umyłam zęby i się umalowałam, a następnie wyjęłam ze swojej walizki TEN KOMPLET. Całkiem już ogarnięta ponownie walnęłam się na łóżku i wzięłam do ręki telefon. Weszłam na twittera, głownie po to, żeby skontaktować się z Amy, jednak chwilę później zobaczyłam jedną nową interakcję. Kliknęłam i wyświetliła się wiadomość od Louisa - "za chwilę wychodzimy na śniadanie, może zaszczycisz nas swoją obecnością?x". Co? Zaciekawiona wstałam i udałam się do pomieszczenia przypominającego kuchnię. Cała piątka była pochłonięta rozmową o jakimś meczu i spojrzeli na mnie dopiero, kiedy odchrząknęłam.
-Jest i nasza buntowniczka.- uśmiechnął się Harry. -Jak świetnie spało się w moim łóżku?
-Naprawdę tak trudno jest po prostu zawołać?- spojrzałam na Tomlinsona, ignorując wcześniejszą wypowiedź loczka.
-Pomyślałem, że w ten sposób łatwiej do ciebie dotrze.- zaśmiał się.
-Dzięki.
-Ej, możemy już iść? Umieram z głodu!- wtrącił się Niall.
-Dlaczego mnie to nie dziwi...- westchnął Zayn, na co wszyscy, oprócz Horana, się roześmiali.
Chwilę później wychodziliśmy z tourbusa. Wystarczyło, że tylko wystawiłam z niego nogę, już usłyszałam pisk. Ogromny pisk. Chłopcy nie wydawali się być zaskoczeni faktem, że kilka metrów dalej, za wysoką kratą, stało około setki fanek. Nie mają co robić o 9:00? Podeszli do nich, porobili zdjęcia, dali autografy, po czym wrócili do mnie i wspólnie poszliśmy do restauracji znajdującej się na terenie miejsca, w którym byliśmy.
Po śniadaniu postanowiłam wyjść na miasto. Chłopaki mieli wywiad za godzinę, a ja nie chciałam siedzieć sama. Po długim wyrywaniu się z tłumu fanek - które niestety mnie rozpoznały - poszłam na zakupy. Długo tam nie byłam, ponieważ nic nie zwróciło mojej uwagi + wciąż czułam na sobie milion spojrzeń. Jezu.
Następnym przystankiem była kawiarnia. Po wygodnym rozsiedzeniu się na fotelu, wyciągnęłam telefon i przez jakąś godzinę rozmawiałam z Amy. Dowiedziałam się, że podczas testów końcowych nasza klasa ma dwie-trzy lekcje dziennie, więc dużo nie stracę. Jason wrócił. Próbowała z nim gadać, ale "jest wiecznie zajęty". Dupek - czyli w tej kwestii nic się nie zmieniło.
Wychodząc z kawiarni zaczepiła mnie jakaś dziewczyna w moim wieku.
-Sky?- zapytała.
-No.- przytaknęłam, popijając kawę.
-Odpierdol się od chłopaków. Myślisz, że się na nich wypromujesz?
-Słucham?- zadławiłam się gorącym napojem.
-Każda directionerka cieszyła się, że chociaż na trasie cię nie będzie, ale oczywiście musiałaś przyjechać, żeby się pokazać!
-Ja pierdolę, słuchaj dziewczynko, gdyby zależało mi na promocji to pewnie teraz siedziałabym z nimi na wywiadzie lub już dawno wskoczyła któremuś do łózka. A poza tym, podziwiam cię, że shejtowałaś mnie normalnie, nie na twitterze.- uśmiechnęłam się, co doprowadziło ją do jeszcze większego szału. Gdy otwierała usta, żeby coś powiedzieć przerwałam jej. -Chill, bitch.- po czym po prostu odeszłam.
Co się własnie wydarzyło? Ugh, chyba zaliczyłam pierwszą napaloną fankę. Szmata. W drodze powrotnej na szczęście obyło się bez podobnych incydentów, kilka osób zatrzymało się, żeby ze mną porozmawiać, ale były miłe. Pytały, jacy oni są i takie tam. Widać było, że są szczęśliwe mogąc tylko o tym słyszeć. Całkiem słodkie. To znaczy... porównując do poprzedniej.
Chłopaki pewnie skończyli już wywiad, więc postanowiłam pójść pod halę, na której odbywał się dzisiejszy koncert. Wszyscy ochroniarze mnie już znali, także nie było większych problemów z wejściem. Usiadłam na kanapie za kulisami i czekałam.
Pojawili się po jakiś piętnastu minutach.
-Hej, co ty tu robisz?- zapytał Niall.
-Nie wiem, będę bardzo przeszkadzać, jak posiedzę tu na koncercie?
-No co ty.- od razu odpowiedział Zayn z uśmiechem. Chyba zbyt od razu, bo reszta natychmiast popatrzyła na niego jednoznacznym wzrokiem. Wolałam nie wiedzieć, co sobie teraz myśleli, chociaż ich cwane uśmieszki zdradzały wszystko. -No, to ten... Może zrobimy próbę?- dodał zmieszany mulat.
-Oczywiście, próbę.- zaśmiał się Liam i wspólnie poszli na scenę.
Sprawdzanie dźwięku i wszystkie inne pierdoły trwały jakieś pół godziny. Potem chłopaki zaczęli się wygłupiać. "Tańczyli" do najróżniejszych piosenek puszczanych na arenie. Patrząc na nich po prostu nie mogłam uwierzyć, że mają minimum dziewiętnaście lat.
Kiedy wreszcie skończyli swoje popisy, obsługa zaczęła przygotowywać halę, a oni sami poszli szykować się do występu. Chwilę później wpuszczano już ludzi. Z racji tego, że połowa sali była już wypełniona i zaczął grać support, także postanowiłam pójść się przebrać. Wybrałam TO i wyprostowałam włosy.
Wróciłam akurat w chwili, kiedy zespół poprzedzający chłopaków skończył. W momencie, kiedy na scenę wskoczyli Zayn, Niall, Harry, Liam i Louis dziewczyny oszalały!
Po pół godzinie zaczęło mi się trochę nudzić. Znałam ich na co dzień, więc nie ekscytowałam się tak bardzo, jak te wszystkie osoby. W pewnej chwili podeszła do mnie Lou - stylistka chłopaków. Dobrze mi się z nią rozmawiało do samego końca koncertu. Kiedy skończyli śpiewać ostatnie wersy What Makes You Beautiful (ugh, skąd ja znam nazwę tej piosenki?!), pogadali jeszcze trochę, po czym zeszli na kulisy.
-I jak?- zapytał Harry uśmiechając  się szeroko.
-Świetnie, jak zwykle zresztą!- zawołała Lou.
-Ta, byliście nieźli.- dodałam.
-Nieźli? Nieźli?! Skylar Black, grabisz sobie.- zbulwersował się loczek. Podroczyliśmy się jeszcze do momentu, kiedy poszli się przebrać.
-Ty nie idziesz?- zapytałam Zayna, który nie dołączył do pozostałej czwórki.
-Emm... Właściwie to... Chciałem z tobą porozmawiać.- wbił wzrok w podłogę.
-No to dawaj.- zachęciłam.
-Nie... To znaczy, na osobności.
-Przecież jesteśmy sami.- zaśmiałam się cicho.
-Sky, mam na myśli... To ważne.- spojrzał na mnie.
-No dobra... To może gdzieś wyjdziemy przed tą waszą imprezą i wtedy wszystko mi powiesz?- zaproponowałam.
-Świetnie.- uśmiechnął się. -Muszę iść się przebrać...
-Pewnie, idź.
-Do zobaczenia, Sky.- powiedział, po czym zniknął za drzwiami garderoby. Motyle w brzuchu. Cholera. Co ten człowiek ze mną robił? Na pewno nic dobrego. Po co ja w ogóle zaproponowałam to spotkanie?! Ugh, czasami nie wierzyłam w swoją głupotę.

*Dwie godziny później*

Siedziałam własnie na kanapie i oglądałam jakiś beznadziejny program. Chłopaki zaczynali się szykować na imprezę. Kiedy zrezygnowana wyłaczyłam telewizor, podszedł do mnie Zayn.
-Chcesz teraz pogadać?- zapytałam.
-Prawie. Chcę cię gdzieś zabrać i dopiero wtedy porozmawiać.
-Gdzie?
-Nie powiem.- uśmiechnął się łobuzersko.
-W takim razie nigdzie nie idę.
-W takim razie cię zaniosę.- zaśmiał się. O Boże, jego śmiech. Chyba najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam.
-Daj mi dwadzieścia minut.- wstałam z łóżka i weszłam do łazienki (wywalając z niej Nialla). Zaczęło się ściemniać, więc PRZEBRAŁAM się i poprawiłam makijaż. –Gotowa.- powiedziałam, wychodząc z łazienki. Zayn popatrzył na mnie i otworzył usta. –Aż tak źle?- westchnęłam z grymasem na twarzy.
-Co? Nie, jest świetnie... Wow.- uśmiechnęłam się, starając się ukryć rumieńce.
-To... idziemy?- zapytałam zmieszana.
-Chodź.- posłusznie wyszłam za nim. Przeszliśmy na parking i wsiedliśmy do czarnego porsche.
-Powiesz mi już, gdzie jedziemy?- zapytałam, przerywając krępującą ciszę.
-Nie.- odpowiedział szybko, na co mimowolnie się zaśmiałam.
Po jakiś trzydziestu minutach byliśmy w parku na obrzeżach miasta. W połączeniu z zaciemnionym niebem i kilkoma świecącymi gwiazdami wyglądało to cudownie. Nagle zrozumiałam, o co chodziło Zaynowi. Chciał, żebyśmy byli tylko we dwójkę - bez reporterów, czy fanek.
-Dlaczego nie poszedłeś z nimi na imprezę?- wypaliłam. No pięknie Black, zamiast pochwalić miejsce, pytaj o największe pierdoły.
-Nie miałem ochoty...
Szliśmy przez park w zupełnej ciszy. W końcu nie wytrzymałam.
-Nie jestem ci obojętna, prawda?- zapytałam, zatrzymując się.
-Nie, nie jesteś.- odpowiedział, patrząc mi w oczy. -A czy ja jestem tobie obojętny?
-Nie...- wbiłam wzrok w swoje, całkiem ładne, buty.
-Więc co teraz?- podniósł mój podbródek do góry, żebym na niego spojrzała.
-Nie wiem...- patrzyliśmy sobie w oczy, nasze twarze dzieliły milimetry. Jego zapach. W końcu Zayn lekko musnął moje usta. W momencie, w którym najbardziej pragnęłam więcej, mulat odsunął się.
-Wracajmy.- powiedział, lekko się uśmiechając.
Tym razem droga w samochodzie była inna. Co prawda wyjaśniliśmy sobie najważniejszą rzecz, no i ten pocałunek... Ale wciąż nie ustaliliśmy, co dalej.
W tourbusie na szczęście nikogo już nie było. Chociaż z drugiej strony oznaczało to, że jestem skazana na bycie sam na sam z Malikiem. Chcąc odłożyć torebkę ruszyłam w stronę swojego kącika, kiedy nagle zostałam gwałtownie odwrócona, a chwilę później czułam gorące usta Zayna na swoich. Nie miałam pojęcia, jak dotarł tu tak szybko, ale jego zachłanne pocałunki sprawiały, że przestałam się nad tym zastanawiać. Przycisnął mnie do ściany, ani razu się ode mnie nie odrywając. Wplotłam ręce w jego włosy, nogami oplatając biodra. Gdy przerwaliśmy, aby złapać oddech Zayn spojrzał na mnie, pociemniałymi z pożądania, oczami.
-Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem.- szepnął, a jego wzrok jakby szukał pozwolenia. Nie odezwałam się, ale w odpowiedzi wpiłam w jego usta. Podtrzymał mnie mocniej i przeniósł spod ściany w kierunku łózka Harry'ego. Rozplątałam nogi z uścisku i pchnęłam mulata na miękką własność loczka, siadając na nim okrakiem i nie przerywając pocałunków.
-Gdzie są te cholerne... CO TU SIĘ, DO CHOLERY, DZIEJE?!- nagle zwróciliśmy nasze głowy w kierunku drzwi. Nie. Błagam, tylko nie to! Kilka kroków dalej stał wściekły Louis. Natychmiast zeskoczyłam z Zayna, układając potargane włosy. Chociaż się teraz nie widziałam, dałabym sobie uciąć głowę, że moja twarz była sto razy bardziej czerwona, niż najbardziej dojrzały burak. Przerażona spojrzałam na Tomlinsona i odkryłam, że wcale nie patrzył na mnie, a na Zayna. -Sky, idź zobacz, czy nie ma cię na zewnątrz.- wycedził ze złością, nie odrywając wzroku od mulata.

*Perspektywa Louisa*

Nie ma nas niecałą godzinę, a tu już dzieją się takie rzeczy?! Nie wierzę w niego! Wykorzystuje Sky dla własnych korzyści, a nawet nie są razem! Nie chcę myśleć, jak daleko by się posunęli, gdybym nie zapomniał telefonu.
-Mogę wiedzieć, co ty, kurwa, wyprawiasz?!- krzyknąłem.
-Daj spokój, nic się nie wydarzyło.
-Siedemnastoletnia dziewczyna, z którą wymieniasz DNA to nic?!
-Odpuść.
-Zayn! Powtarzam, siedemnaście lat!
-Sam dobrze wiesz, że jest dużo dojrzalsza.- co on w ogóle pieprzył?! Oprócz tego, że prawie Sky.
-Jak widać jest jedynie głupsza, jeśli dała się tobie omotać!
-Dobra, wiem, zrobiłem źle, nie myślałem, ale przestań się drzeć!
-Mówisz, jakby nic się nie stało! Wiesz, co powiedziałaby Eleanor?!
-Ale do niczego nie doszło!- również zaczął krzyczeć.
-Nie wkurzaj mnie, czy gdybym wam nie przeszkodził, nic nie zrobilibyście nic więcej?- zapytałem, na co Malik umilkł. -Tak właśnie myślałem.- dodałem, po czym odwróciłem się na pięcie i bez słowa wyszedłem. Na zewnątrz siedziała skulona Sky.
-Lou...- kiedy mnie zobaczyła natychmiast wstała.
-Rano wracasz do domu.- przerwałem jej. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale ją minąłem, udając się w niewiadomym kierunku.

____________________________
Heeeeeeej :)
Na wstępie dziękujemy za komentarze, bo mimo, że były wymuszane szantażem to i tak są baaardzo miłe :)
Mamy nadzieję, że rozdział się podobał, piszcie, co o nim myślicie, to dla nas super-ważne :D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
PS. Następny rozdział pojawi się nie wiadomo kiedy, bo ja wyjeżdżam na zieloną szkołę, a Marta będzie się starać pisać jak najwięcej, ale samemu zawsze trudniej. 

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 17.

*Dwa tygodnie później*

Z Zaynem już w porządku. W zeszłym tygodniu wypuścili go ze szpitala, a już za dwa dni wyjeżdża z resztą na jakąś trasę. Ale co z nami? Tego nie wiedziałam. Czułam coś do niego, on chyba też, ale żadne nie chciało na razie się wiązać... Znaczy, Zayn nie chciał... To wszystko było zbyt skomplikowane. Kiedy jesteśmy we dwoje, przytulamy się, śmiejemy, ale gdy tylko pojawia się reszta, wszystko znika. Kompletnie tego nie pojmuję. Jason? Przez ostatnie tygodnie był na "niespodziewanym wyjeździe". Tchórz. Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy i tyle. Nie wiem, co będzie z nasza przyjaźnią. Za kilka dni ma egzaminy, więc musi się pojawić.
Idąc szkolnym korytarzem natknęłam się na Jake'a i Carlosa - chłopaków ze starszej klasy.
-Hej, co tam?- zapytałam, witając się z nimi.
-Jakoś leci. Sky, chcesz przyjść do nas na domówkę?
-Kiedy?
-W piątek, trzeba się odstresować przed testami.- Carlos uśmiechnął się łobuzersko.
-Ile osób ma być?- nie chciałam powtórki z imprezy Jasona.
-Nie wiemy, ale raczej nie za dużo. Tylko nasz rocznik, może trochę starszych.
-W takim razie przyjdę z Amy.- uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy.- odpowiedzieli chórem, po czym się rozeszliśmy.
Lekcje były nudne, jak zwykle. Dostałam pałę z matmy. O nie. Ostatnio chodzę do szkoły tylko po to, żeby po prostu być, a do ocen w ogóle nie przywiązuję wagi.
Wracałam razem z Amy. Wtajemniczyłam ją, co do piątkowej imprezy. Miałyśmy jeszcze dwa dni, ale warto się przygotować. Jak zwykle wpadłyśmy jeszcze do Starbucksa i się rozeszłyśmy.
-Hej.- przywitała mnie kuzynka, kiedy weszłam.
-No cześć.- uśmiechnęłam się. -Dostałam zaproszenie na imprezę w piątek, mogę iść, prawda?
-Gdzie?
-U kolegów.
-Których?
-Z klasy.- skłamałam.
-No dobra. Tylko się pilnuj.
-Pewnie.- uśmiechnęłam się. -Dzięki.- powiedziałam, po czym przytuliłam ją i poszłam do siebie.
Rzuciłam torbę w kąt pokoju i weszłam na twittera. Dostałam nawet sms'a od Zayna. Pogadałam z nim chwilę. Znów był... normalny? Czyli pewnie nikogo nie było wokół. Ugh, nie rozumiem tej relacji.

*Dwa dni później*

-Halo?- powiedziałam zaspanym głosem do słuchawki. Spojrzałam na zegarek - 5:30. Co za menda dzwoni o tej porze?
-Dziś piątek!- usłyszałam radosny głos Amy.
-Fajnie. I co z tego?- odpowiedziałam wkurzona.
-Co z tego?! Impreza Jake'a i Carlosa!
-Ja pierdolę. I budzisz mnie tylko po to?
-Mmm... tak? Chociaż i tak powinnaś już wstać i myśleć, co założysz! A właśnie, co ty na to, żeby zrobić sobie wolne od szkoły i pójść na małe zakupy?- kochałam ją, ale w tym momencie chciałam rozszarpać. 
-Pa, Amy.- rozłączyłam się i znowu starałam się usnąć. Pięć minut, dziesięć, piętnaście... Nie dało się. Zabiję szmatę. W końcu się podniosłam i usiadłam na łóżku. Pomysł zakupów nie był taki zły, zważywszy na to, co miałam w szafie. Nikt nie musi wiedzieć o wagarach, najwyżej Zayn napisze mi jakieś zwolnienie. Szybko napisałam Amy sms'a i zaczęłam się szykować. Wyciągnęłam TEN zestaw, ubrałam się, umalowałam i zeszłam na dół. Podczas jedzenia odebrałam wiadomość, że przyjaciółka już czeka pod domem. Szybko zebrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam.
-No hej.- uśmiechnęła się Amy, kiedy wsiadłam do jej czerwonego kabrioletu.
-Cześć.- pocałowałam ją w policzek. -Gdzie konkretnie jedziemy?- zapytałam.
-Wszędzie po kolei?- zaśmiała się i ruszyła.
Do centrum handlowego dotarłyśmy po jakiś dwudziestu minutach. Obeszłyśmy dosłownie każdy sklep, żeby w końcu kupić dwa idealne zestawy. Amy wybrała TEN. Będzie wyglądać świetnie. Ja postawiłam na TO. Zmęczone łażeniem usiadłyśmy jeszcze na kawie i lodach.
-Jak tam ci się układa?- zapytała nagle.
-Co masz na myśli?- zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc, o co chodzi.
-No wiesz... Z Zaynem...- zaczęła nerwowo bawić się palcami, na co wybuchnęłam śmiechem. -No co?
-Mnie i Zayna nic poważnego nie łączy.- nie do końca skłamałam. Bo to nie było nic poważnego, prawda?
-Sky, kiedy wreszcie przestaniesz się oszukiwać?
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz. O czym wy wszyscy mówicie. Zayn jest fajny, ale nie sądzę, żeby coś z tego wyszło.
-Ugh, chociaż przyznałaś, że ci się podoba.
-Ja wcale nie...
-Tak, tak, chodźmy już!- wstała i śmiejąc się pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia.
-Am, co my tak właściwie będziemy robić przez następne...- spojrzałam na zegarek, żeby sprawdzić, ile zostało do zakończenia lekcji. -Dwie godziny?- jęknęłam.
-Ciuchy już mamy, może kosmetyczka?- zaproponowała, na co przytaknęłam. -Więc w drogę.- uśmiechnęła się.

*Cztery godziny później*

Zajęło to dłużej, niż oczekiwałyśmy, ale po tych kilku godzinach wyszłyśmy wreszcie z salonu. Obydwie miałyśmy teraz mocny makijaż, pomalowane paznokcie i idealnie ułożone fryzury.
-To co, na chwilę do ciebie, a potem prosto do Carlosa i Jake'a?- zapytała Amy.
-El jest na jakimś pokazie, więc spoko.
Po jakiś 20 minutach byłyśmy już w domu. Weszłyśmy na twittera, żeby zobaczyć, czy ludzie są podekscytowani. Okazało się, że większość nawet nie wiedziała, że tam będziemy – może i lepiej... Zanim się obejrzałyśmy, taksówka już na nas czekała. Nakręcone szybko wyszłyśmy i do niej wsiadłyśmy. Po niedługim czasie byłyśmy pod domem Carlosa. Domem? To była willa! Dudniącą muzykę można było usłyszeć już z parunastu metrów. To, co zadzwiło nas na pierwszy rzut oka to ilość ludzi. Mówili, że będzie kilkadziesiąt osób, nie kilkaset! 
Już przy samym wejściu przywitały nas okrzyki imprezowiczów. Sprawiali wrażenie, jakby byli tu od przynajmniej godziny, kiedy w rzeczywistości całe wydarzenie zaczęło się kilkanaście minut temu.
Większość ludzi wyglądała na starszych, ale nam to nie przeszkadzało. Szczerze mówiąc, nawet to lepiej, niż niektórzy z naszej klasy.
W środku było już lepiej. Amy od razu powędrowała w kierunku barku z procentami. Zaśmiałam się cicho, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Każdy normalny człowiek ma prawo wypić, a ja muszę w końcu nauczyć się pilnować. Nie mogłam po tym wszystkim tak po prostu rzucić się w wir wódki.
Po krótkich poszukiwaniach znalazłam Jake’a i Carlosa. Usiadłam z nimi, a niedługo potem doszła do nas Amy z drinkiem w ręku. Po drodze poznałam jeszcze z tysiąc osób, z czego zapamiętałam może trzy imiona.
-Tak w ogóle, nieźle wyglądacie, dziewczyny.- zaczął Jake, kiedy siedzieliśmy na białej, skórzanej sofie.
-Wiemy o tym.- zaśmiała się Am.
-Sky, masz ochotę zatańczyć?- zapytał nagle Carlos.
-Jasne.- uśmiechnęłam się w jego stronę i wstałam.
Impreza strasznie mi się podobała. Dobra muzyka, ludzie ogólnie cały klimat! Tańczyłam dosłownie ze wszystkimi, z małymi przerwami na złapanie oddechu. Podczas jednej z nich usiadłam obok mojego towarzystwa. Podszedł do nas Chris, chłopak z klasy gospodarzy.
-Idziecie z nami?- zapytał.
-Gdzie?- odpowiedział Carlos pytaniem na pytanie.
-Towar się kończy, a poza tym, idziemy się lepiej zabawić.- uśmiechnął się łobuzersko. Carlos spojrzał na mnie pytająco.
-Czemu nie.- wzruszyłam ramionami i razem z Amy poszłyśmy za nim.
Na dworzu zebrała się grupka około piętnastu osób. Szliśmy ulicą, śpiewaliśmy, darliśmy się jak pojebani. Byłam trzeźwa, ale biorąc pod uwagę stan innych, dużo to nie zmieniało. Kilka zakrętów w boczne uliczki i kompletnie straciłam orientację w terenie. Nagle poczułam, że ktoś się do mnie przytula. Myślałam, że to Amy, ale się myliłam. Był to jakiś wysoki chłopak, którego imienia nie pamiętałam. Na początku potraktowałam to jako żart, jednak kiedy nie chciał mnie puścić zaczęłam się denerwować. W między czasie zabawa się rozkręcała i chłopaki zaczęli puszczać petardy. Huk był ogromny! Wszyscy się śmialiśmy.
-Hej! Co wy tam robicie?! Nie ruszać się!- usłyszeliśmy krzyki zza pleców, przerywane szczekaniem psa.
-Cholera.- wypowiedzieli wszyscy prawie jednocześnie. Policja. Byli tu i prawie nas mieli. Każdy zaczął biec przed siebie. Ja dodatkowo musiałam się jeszcze wyrwać temu kolesiowi, który był już chyba bardzo wstawiony, bo nie wiedział, co się dzieje. Kiedy już mi się to udało, puściłam się pędem. Fakt, że było koło trzeciej nie ułatwiał sprawy. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie wywaliła. Potknęłam się o jakąś gałąź, czy cholera wie, o co. Poczułam przeszywający ból w nodze. Chciałam już wstać, kiedy pomógł mi... policjant. Świetnie. Przeklinając na niego w myślach, wsiadłam z Jake’m, którego również dopadł, do radiowozu. Chłopak powiedział mi, że złapali Carlosa, Amy i jeszcze dwie osoby, których aż tak nie kojarzyłam. Ugh, Eleanor mnie zabije. Naprawdę! To wszystko wina tego idioty, który zaproponował nam wyjście... Bo mu się towar skończył?! Kiedyś go dorwę. Minęło kilka minut, podczas których bez słowa wpatrywałam się w okno, po których dołączyliśmy do reszty na komisariacie. Wypytywali nas o różne pierdoły, dane osobowe itp. Nie powiem, policę zdziwiła moja bogata kartoteka. Głównie były tam rzeczy typu sytuacje podobne do obecnej lub znalezienie mnie gdzieś na haju, pod wpływem... Chyba wolałabym teraz również być nawalona. Przynajmniej byłoby trochę lżej. Na szczęście nas nie zamknęli. Zadzwonili do opiekunów, żeby nas odebrali. W przypadku zdecydowanej większości rodzicie darli się na balangowiczów, grożąc różnymi karami. W moim przypadku było inaczej. El przyszła po mnie spokojna jak nigdy. Gdy jechałyśmy samochodem, nic nie mówiła. Jednak wiedziałam, że to cisza przed burzą... Miałam rację. Wybuchła dopiero, kiedy byłyśmy w domu.
-Sky, możesz mi, kurwa, powiedzieć, co ty zrobiłaś?!- wydarła się, aż podskoczyłam.
-El, nie rozumiesz! Poza tym, możesz być ciszej, jest czwarta nad ranem...
-Ale jak ty darłaś się z tymi gówniarzami w środku miasta to było dobrze, tak?!- zaczęła wymachiwać rękami. –Miałaś być na imprezie, na której będzie kilkadziesiąt osób i z tego co pamiętam, mieli być z twojej klasy! Sky, cholera, niektórzy z nich byli starsi ode mnie!
-To nie miało się tak skończyć! Myślisz, że zrobiłam to celowo?!- starałam się bronić.
-Myślałam, że będziesz bardziej odpowiedzialna. Na dodatek jesteś trzeźwa, wiedziałaś, co robisz! Nie rozumiem cię, dziewczyno! Przecież to kolejna rzecz do twoich papierów!
-Nie przesadzaj!- wkurzyłam się. Ok, rozumiem, źle zrobiłam, ale po co to rozdmuchiwać?
-„Nie przesadzaj”?! Skylar, zostałaś złapana przez POLICJĘ! Co będzie następnym razem? Rozboje, znajdą przy tobie broń, znow narkotyki?! Dziewczyno, opanuj się!
-Wiesz co, nie chce mi się z tobą gadać. Do wszystkiego podchodzisz cholernie poważnie!
-Idź już na górę, zejdź mi z oczu. –warknęła, a ja poszłam do swojego pokoju. 
Gdy byłam już na górze nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Spać na pewno nie będę. Postanowiłam wejść na twittera i zobaczyć, co z resztą imprezowiczów. Jak się okazało, policja wbiła również do domu Carlosa. Współczuję mu. Nie wiedząc co robić dalej weszłam na jakąś stronę o 1D, żeby się dowiedzieć, co u nich. Szczerze? Nie było ich dosłownie jeden dzień, a już tęskniłam. Dobrze, że mają tylko tydzień koncertów, a potem wracają do Londynu... Chyba właśnie wpadłam na pewien pomysł. Pospiesznie kupiłam jeden z ostatnich biletów i zamknęłam laptopa. El już spała. Wzięłam szybki prysznic, a paręnaście minut później zaczęłam się pakować. Kiedy nie dałam rady zmieścić do walizki wszystkiego, co potrzebne "pożyczyłam" drugą z garderoby kuzynki. Do końca sama nie wiedziałam, co robiłam, ale co tam. Zanim się obejrzałam, zegarek wskazał ósmą, jednak wcale się tym nie przejęłam, Eleanor zapewne będzie spać do jakiejś jedenastej, więc miałam czas. Przebrałam się w TO i odświeżyłam makijaż. Oczywiście to zajęło mi najwięcej czasu, bo pierdoła Sky nie byłaby sobą, gdyby nie trząsnęła ręką i nie zrobiła sobie kreski na pół twarzy.
Skończyłam lekko po dziewiątej. Jak wcześniej sprawdziłam, pociąg był na 10:20. Przez chwilę nawet myślałam nad tym, co robię, ale raz się żyje. Napisałam liścik o treści "będę za jakiś tydzień, nie martw się. xx" i położyłam go na stole kuchennym dla Elki. W głowie już wyobrażałam sobie jej reakcję i mimowolnie się zaśmiałam.
Złapałam taksówkę i, zahaczając o kawiarnię, udałam się w stronę peronu. Byłam tam akurat na czas (poznajcie uroki londyńskich korków).
Podróż trwała ponad dwie godziny. Oczywiście w połowie drogi zaczął dzwonić telefon, więc go wyłączyłam. Gdy byłam już w Cardiff, czyli w miejscu dzisiejszego koncertu, postanowiłam pochodzić trochę po mieście. Choć walizki utrudniały poruszanie się, jakoś dałam radę. Po wyjściu z restauracji, do której wpadłam na obiad, złapałam taksówkę i podjechałam pod arenę. Zajęło to jakieś pół godziny (co jest dzisiaj z tymi korkami?!), ale może to i lepiej, bo wszystkie faneczki były już w środku i nie musiałam się przez nie przeciskać. Nie daj Boże, jeszcze któraś by mnie rozpoznała.
Byłam strasznie zestresowana, nie wiedziałam, czy plan wypali. Powolnym krokiem podeszłam "na tyły", gdzie stał duży tourbus. Miałam wielkie szczęście, bo akurat stał przy nim ochroniarz, który widział mnie kiedyś z El i chłopakami. Podeszłam do niego z wielkim uśmiechem na twarzy, a po kilku minutach przekonywania wpuścił mnie do środka. Prosiłam go, żeby nikomu nic nie mówił, bo chciałam zrobić im niespodziankę. Dopiero zaczęli koncert, więc nie musiałam się, jak na razie, o nic bać. Gdy przeszłam do centralnej części pojazdu opadła mi szczena. Jeden tourbus był lepszy, niż wiele mieszkań i domów, które kiedykolwiek widziałam! Naprawdę nieźle się urządzili.
Rozsiadłam się na łóżku któregoś z chłopców i zaczęłam oglądać telewizję. Potem wzięłam tablet, który leżał na stoliku i przeglądałam różne strony. Na pierwszym miejscu w twitterowych trendsach było oczywiście jaranie się koncertem.
W następnych godzinach robiłam mniej ciekawe rzeczy, a ciekawość i nerwy zżerały mnie od środka. Po dwudziestej usłyszałam dźwięk naciskania klamki. Uśmiechnęłam się lekko, nie odrywając oczu od telewizora z jakimś głupim serialem.
-To co jutr... SKY?!- krzyknął Louis.
-Cześć, chłopaki.- wstałam i krzyżując ręce na piersiach uśmiechnęłam się słodko. Trasa własnie się rozkręca.



______________________________________________

Joł.
Jest siedemnastka, mamy nadzieję, że się podoba i w sumie to nie wiem, co tu jeszcze napisać. Możemy wam pożyczyć dobrych ocen na koniec roku, jak chcecie :D 
A no i jeszcze coś. Została zaktualizowana lista bohaterów, więc jeśli ktoś miałby ochotę zobaczyć to niech kliknie TU :)
1. Co myślicie o rozdziale?
2. Jakieś propozycje, co może się dziać dalej?
3. Jeśli chcecie być informowane o rozdziałach to piszcie na tt: @nathonemix albo @loveandkill :)
__________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
__________________________
Następny rozdział będzie dodany PO 30 KOMENTARZACH!
M&N <3